Wróćmy jednak do znajomych rejonów. Słów kilka o dawnych obyczajach post-kulinarnych… Otóż nasi antenaci nie bawili się po zakończeniu biesiadowania w zbędne ich zdaniem mycie tzw. statków domowych. Ot, kielichy (puste!) tłuczono z fasonem o posadzki – podobny los dzieliły całe zastawy stołowe, boć Rodak – nie hodujący węża w kieszeni – potrafił rodzince fundować bez zmrużenia oka nowe serwisy etc. Zaś mniej zamożni obmywali swe wielokrotnego użytku garnuszki w jednej wspólnej miseczce. Albo – jeśli przepływała w pobliżu rzeczka, „potokiwali” sobie w nurcie naczyńka. Ale nie było to zajęcie zbyt bezpieczne i ekologiczne, przyznać trzeba, nieprawdaż..?!
A przecież my są z Ekologią już prawie za pan brat i czasy już inne, wymagające zmiany rozrzutnego obyczaju tracenia rodzinnych dóbr kuchennych – choć nieco fasonu na szczęście pozostało.
Zwyczaj biesiadowania jakby na nowo odzyskiwał nieco utracony blask. A wraz z nim zapukała do naszych drzwi konieczność utrzymania w higienie prawie sterylnej naczyń kuchennych – boć wokoło mikrobów nieznośnych bez liku. Więc obowiązuje hasło: „obrona konieczna”!
I oto „homo sapiens” z tzw. główką nie od parady, skonstruował urządzonko proste, funkcjonalne, estetyczne, wkomponowujące się przyjemnie w pejzaż Królowej mieszkania – jaką niewątpliwie stanowi nasza kuchnia. W dodatku sprzyjające ekologicznym wymogom współczesnego siedliska. Ba! Powstało wiele jego odmian – do wyboru, do koloru i rozmiaru też! Cóż to takiego!? – zapytacie Państwo. Ano, to nasz „niezatapialny” Pan o kryptonimie ZZ ! Czyli – zlewozmywak!
I o to chodzi, że to o niego wyłącznie chodzi!